4 stycznia 2022 Sąd Apelacyjny w Warszawie (VI ACa 684/19; SSA Tomasz Pałdyna) wydał wyrok, w którym całkowicie zmienił wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie z 6 czerwca 2019 r. (XXV C 652/18; SSO Edyta Bryzgalska) poprzez to, że ustalił, że umowa jest nieważna i zasądził na rzecz powódki zwrot całej dochodzonej kwoty w wysokości 935 tys. zł wraz z odsetkami od dnia wezwania. Kredyt był udzielony w kwocie 1,2 mln. zł. i został całkowicie spłacony przed wytoczeniem powództwa. Dochodzoną kwotą była kwota stanowiąca nadwyżkę kwot zapłaconych przez powódkę ponad kwotę udzielonego kredytu. Sprawa była trudna, gdyż powódka przez pewien czas wynajmowała lokal jako biuro firmy, w której władzach zasiadała. Sąd uznał, że skoro powódka działalności gospodarczej nie prowadzi, to działała jako konsument, a sposób wykorzystania lokalu nie ma znaczenia. Zdaniem Sądu umowa jako taka jest zgodna z przepisami prawa obowiązującego, w szczególności z art. 69 prawa bankowego oraz z art. 353(1) kc. i z zasadami współżycia społecznego. Oceniana natomiast z punktu widzenia klauzul abuzywnych została uznana przez Sąd Apelacyjny za nieważną. Mechanizm indeksacji nie był przedmiotem indywidualnych uzgodnień i podlega kontroli z punktu widzenia przepisu art. 385(1) kc.Należy sobie zadać pytanie czy konsument był stosownie pouczony o tym, że zawarcie takiej umowy wiąże się z nieograniczonym ryzykiem kursowym. Takiego pouczenia w aktach sprawy nie ma. W dokumentach sprawy, co prawda znajdują się informacje dotyczące ryzyka kursowego, ale to nie jest takie pouczenie, jakiego należałoby oczekiwać, ponieważ zawarto umowę, która rzeczywiście wiąże się z ryzykiem nieograniczonym i o takim ryzyku należało pouczyć. Wówczas należałoby sobie zadać pytanie czy powódka zawarłaby taką umowę wiedząc, że takie nieograniczone ryzyko istnieje. Odpowiedź na tak postawione pytanie, zdaniem Sądu Apelacyjnego jest oczywista, dlatego że nikt racjonalny by takiej umowy nie zawarł i to jest główny problem, który tkwi w umowach kredytów indeksowanych czy denominowanych do CHF. Umowa jest specyficzna, ale nie zmienia to faktu, że pożyczono nie więcej niż 1.200.000,00 zł. W żadnym razie nie jest to, zdaniem Sądu, umowa walutowa. Zresztą ustalenie kwoty kapitału już wymagało sięgnięcia do mechanizmu przeliczeniowego przewidzianego w umowie. Bez tego mechanizmu, tego kapitału się określić nie dało, a potem rat spłacanych w złotówkach także nie dało się obliczyć. Wobec tego, ten element świadczy o tym, że klauzula indeksacyjna musi uchodzić za nietransparentną. Zgodnie z orzecznictwem TSUE, transparencję wiąże się nie tyle z językowym rozumieniem tekstu, który jest poddany analizie konsumenta, ale z możliwością określenia konsekwencji ekonomicznych zawartego kontraktu. Tu bynajmniej tak nie jest. Co więcej, w umowie jest jeszcze mechanizm odsyłający do tabel kursowych banku, wobec czego jest to kolejna przyczyna, dla której sama umowa nie mogła się ostać. To, że powódka miała możliwość wyboru sposobu spłaty, tj. w PLN lub w CHF, nie ma żadnego znaczenia, ponieważ umowa została skonstruowana w taki sposób, że w każdym razie przymusowa realizacja zobowiązania następowała w złotówkach, a zatem element przewalutowania był w pewnym sensie obligatoryjnym elementem tej umowy, a samo wyeliminowane klauzul walutowych zmieniałoby istotę umowy, która była umową kredytu denominowanego do waluty CHF. Wyrok jest prawomocny, ale bank może jeszcze złożyć skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego.
Sprawę prowadził adw. dr Jacek Czabański.